Gawęda III – Pierwsze prawo skautowe

Czuj Duch! Gawęda 3 - Pierwsze prawo skautowe

 

Baden-Powell: A Scout’s honour is to be trusted

ks. Lutosławski: Skaut jest rzetelny, na słowie jego można polegać, jak na Zawiszy.

Skauci Europy: Harcerz dba o swój honor, aby zasłużyć na zaufanie.

O rzetelności

W poprzedniej gawędzie widzieliśmy , że w Przyrzeczeniu skautowem trzeci punkt – posłuszeństwo Prawu skautowemu, ma się odnosić do obowiązków naszych względem siebie samego.
Tymczasem widzimy w tekście Prawa skautowego same prawie określenia do innych. Sprzeczność ta jest tylko pozorna. Wszystkie bowiem określenia Prawa skautowego zmierzają do tego, by jak najdokładniej opisać: Jakim to mianowicie człowiekiem ma być sam skaut. O zachowanie staranne przepisów tego prawa musi dbać chłopiec ciągle, jeśli chce wykonać trzeci punkt swego przyrzeczenia, spełnić mianowicie swój obowiązek względem siebie i być takim rycerzem-obywatelem, jakim skaut być musi.
Prawo bowiem skautowe, choć jest ludzkiem prawem, ściśle jednak jest oparte o prawo Boże, i dlatego nas obowiązuje: są to chrześcijańskie zobowiązania.

Już z samej budowy tego prawa w pierwowzorze Baden-Powella to wynika – że tu o samego skauta chodzi, bo zaczyna się ono od fundamentu charakteru, od którego posiadania przedewszystkiem zależy możność spełnienia wszystkich obowiązków i wszystkich pozostałych praw – od rzetelności.

Bardzo ciekawa jest różnica między wyrażeniem angielskim, a polskiem tego pierwszego Prawa skautowego. Anglicy mówią: na honorze można polegać; Polacy: na słowie skauta można polegać, jak na Zawiszy (w Skautach Europy jest to element Przyrzeczenia harcerskiego „Tak, wiem, na moim słowie można polegać jak na Zawiszy.”). Piękniejszy jest tekst polski, jeśli dobrze zrozumieć, co znaczy „słowo”.
Słowo jest to zewnętrzne odbicie wewnętrznej treści; nie tylko więc znaczy: wyrazy, ale wszystko to w zachowaniu się człowieka, z czego się wnioskuje o tem, jakim on jest i co uczyni. Więc polegać można na słowie tylko takiego człowieka, który nigdy i niczem nie kłamie i nigdy w niczem nie zawodzi. I takie określenie rzetelności jest piękniejsze, niż oparcie jej na wierności dla słowa honoru.

Od polskiego skauta wymagamy, by żadnego słowa na darmo nie rzucał, nie biorąc seryo zobowiązania, jakie zawiera. Więc naprzód w wyrażeniu opowiadaniem jakiejś rzeczywistości. Musimy wymagać, by skaut tak poskromił swoją wyobraźnię, by jego opowiadanie z samego już przyzwyczajenia zawsze było zgodne z rzeczywistością, nie tylko wtedy gdy party przez niedowierzanie kolegów, przyzwyczajonych do jego „koloryzowania”, jak się to grzecznie nazywa, zapewni ich: „daję wam słowo, że tak było”. Mówiąc po prostu – już swoje słowo daje: musi też ono być – prawdziwe.
Skaut więc z każdą próba blagi musi walczyć zawzięcie; nie od razu się uda przyzwyczaić blagiera do ścisłości, ale przy dobrej woli może się tak pilnować, że nie wypuści słowa nie skontrolowanego, nie sprawdzonego co do swojej wartości. Jeden wszakże musimy przytem postawić warunek: kto chce w sobie walczyć z blagą, ten musi koniecznie starać się zawiele wogóle nie mówić: bo jakże tu sobie przypomnieć, czy się w ciągu dnia nie powiedziało słowa nieścisłego, jeśli się ich tyle wypuszcza przez godzinę, że nikt nie spamięta, ile i jakich?!

Jest jeden zwłaszcza gatunek nieścisłości słowa, który szczególnie jest karygodny, t.j. niedokładność w tem, co mówimy o innych. Z tego przyzwyczajenia do lekkomyślnego opowiadania i mówienia o innych wyrasta plotkarstwo – i nieodrodna jego córa: obmowa.
Święty Filip Nereusz penitentce jednej, której nie mógł przekonać o karygodności lekkomyślnego mówienia o innych, kazał za pokutę obejść całe miasto i oskubać tymczasem ptaka, rzucając pierze na drodze. Zdziwiona tą pokutą, ale posłuszna – wraca z tego dziwnego zajęcia – i pyta świętego spowiednika o racyę.
– Teraz – powiada – idź, pozbieraj wszystkie pióra, które rzuciłaś
– To niemożliwe! – woła zdumiona rozkazem.
– Tak samo niemożliwe jest pozbieranie tych słów krzywdzących, które o bliźnich puściłaś w świat; – któż im dziś krzywdę nagrodzi? Co im pomoże twój żal spóźniony?
Warto się często zastanawiać nad tym dosadnym obrazem.

Należy sobie tu postawić zasadę niewzruszoną: nigdy o bliźnim nic złego nie powiedzieć, bez ostatecznej konieczności; nie wystarcza, żeby to, co powiedzieć mamy, było prawdziwe; trzeba w dodatku, aby było w danej chwili i wobec danych osób nieodbicie koniecznem powiedzenie tej prawdy, żeby było naszym obowiązkiem – wtedy tylko (więc w skautingu np. przy raporcie na rozkaz przełożonego) wolno nam wyjawić jakieś przewinienie bliźniego i to z wielką starannością dobierając słów, prawdzie ściśle odpowiadających, by go nie skrzywdzić.
Wiem, że niewielu jest chłopców, którzy z rozmysłem krzywdzącą obmowę o innych rozpowszechniają; takie potworne oszczerstwo nie leży w charakterze normalnego chłopca; – ale ileż to ujmę czyniących wiadomości o znajomych rozchodzi się od nas, prawie bez naszej wiedzy? Skautowi nie wolno tak bezmyślnie siać krzywdy, on musi czuwać ściśle nad swoim językiem – bo szanuje swoje słowo: nie pozwoli mu się ponosić, ale z rozwagą i rozmysłem używa tego cudownego narzędzia działania.

Większość zapewne skautów, gdy się umawia z kimś na pewną godzinę, dodaje dla upewnienia się co do terminu: będą punktualnie o tej i o tej godzinie. Jest to bardzo złe przyzwyczajenie, zupełnie takie same, jak dawanie co parę zdań – słowo honoru.
Musimy dojść do tego, byśmy nigdy nie potrzebowali wątpić o tem, że jak zapowiedzieliśmy się na trzecią np. – to nie będziemy pięć minut po trzeciej, ale punktualnie o trzeciej; bo „będę o trzeciej” nic innego nie znaczy jak „punktualnie o trzeciej”. Niepunktualność jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych form niesłowności. Są nawet tacy, którzy tej teoretycznie bronić usiłują, wobec ogólnego panowania: nie warto przychodzić na czas na zebrania, bo „i tak nikt nie przyjdzie” – powiadają. Nie potrzeba dowodzić, jak fałszywe jest to rozumowanie i do jak zgubnych społecznie skutków prowadzi taka praktyka. Ile to godzin stracono u nas na czekanie, napróżno czasem, na tych, co się tak spóźniają, albo na tych, którzy nie zamierzając przybyć, nie zadadzą sobie nawet trudu zawiadomić o przeszkodzie, która ich zatrzymała!. Ile zmarnotrawiono sił na zebrania „w pierwszym terminie”, które nie dochodzą do skutku z powodu baku kompletu! Czy wolno nam tak biernie przyjmować to doświadczenie i dla uniknięcia takiej straty czasu – samemu przychodzić o godzinę po terminie – na samo jednak otwarcie posiedzenia?
Dla skauta byłby to wstyd haniebny! Taka bierność byłaby odstąpieniem od pierwszego punktu Przyrzeczenia skautowego, bo nie spełniłby wtedy swego obowiązku względem Ojczyzny. Niepunktualność bowiem jest tylko przejawem ogólnego niedbalstwa w rzeczach publicznych, nieszanowania cudzego czasu, pod pozorem, że niewiele jest wart: a tem samem jest popieraniem próżniactwa i marnotrawieniem sił, które są potrzebne do służby Ojczyźnie. Przeciwko pladze niepunktualności skaut jest obowiązany prowadzić nieubłaganą walkę, zaczynając przedewszystkiem od siebie samego, pilnując się, by nigdy nie chybić ani na minutę oznaczonego czasu.
Czego na to trzeba? – Namysłu w chwili, gdy się umawiamy, ścisłego obliczenia zajęć przewidywanych, odległości do przebycia, przeszkód możliwych; ćwiczenia skautowe podnoszą znakomicie pewność, z jaką potrafimy oznaczyć, o której gdzie się znajdziemy; ale i niewyćwiczony chłopiec przy starannym namyśle potrafi siebie i innych uchronić od zawodów pod tym względem. Pomyłka nie tłumaczy spóźnienia – bo spostrzedz ją należy w porę, aby tak poprzesuwać zajęcia, by jednak na czas zdążyć, jeśli niema sposobu uprzedzenia o zmianie.
To uprzedzenie w razie konieczności – jest najściślejszym obowiązkiem: każda minuta, którą napróżno każemy na siebie czekać, albo nawet, o którą my sami chybimy termin, nawet jeśli nikt na nas nie czeka (bo się nasz partner także spóźnił) – każda taka minuta jest skradzioną Polsce, bo z takich minut składają się dnie i lata, które Ona na nas traci, gdy ustalamy w niej obrzydliwy narów niepunktualności.

Do tej samej dziedziny rzetelności należy jeszcze przyzwyczajenie odpowiadania na listy niezwłocznie i dokładnie. Przyzwyczajenie to trzeba w sobie wyrobić od najmłodszych lat, aby się w nas zakorzeniło odczucie, że nie danie znaku życia po otrzymaniu czyjegoś listu jest taką samą nieprzyzwoitością i impertynencyą – jak np. odwrócenie się tyłem do osoby, która się do nas w towarzystwie zwróci z jakim zapytaniem.
Na człowieka, który nie odpowiada na listy, nie można liczyć; są tacy którzy widzą w tem niedbalstwie, jakby pewną wyższość, i nie wstydzą się go wcale, nie rozumiejąc, że tem wielu ludziom czynią zawód, wiele innych mogą dotknąć takiem lekceważeniem – a wreszcie społeczeństwu wyrządzają krzywdę, osłabiając pewność i sprawność stosunków między ludźmi, co się bardzo dotkliwie także na życiu ekonomicznem i społecznem odbija. Możnaby żartobliwie powiedzieć, że tem się człowiek różni od kołka, że do koła nie warto się odzywać i pisać, bo nie odpowie!

Ścisłość w słowach, słowność w zobowiązaniach, punktualność w umowach – to jedna strona rzetelności – wykluczająca wszelkie niedbalstwo. Jest druga, równie ważna: rzetelność: rzetelność wyklucza wszelkie kłamstwo i wszelką obłudę. Najczęstszą bodaj przyczyną kłamstwa u chłopców – jest strach przed skutkami wyznania prawdy. Zbroi coś taki biedny niedołęga; narażał się może na największe trudy i niebezpieczeństwa, żeby przekroczyć jakiś przepis i dotknąć jakiegoś zakazanego owocu; złapany – boi się przyznać, wykręca się, i raz zacząwszy – brnie w kłamstwo; bolesny widok nędzy charakteru: „bohaterstwo” w poszukiwaniu złego, haniebne tchórzostwo, gdy prawda wymaga odwagi. Zresztą jest złudzeniem, żeby się fałsz tak łatwo dał ukryć; człowiek starszy, z doświadczeniem życiowem, a zwłaszcza z miłością młodzieży w sercu – wnet po oczach twoich pozna, że kłamiesz, i bardzo rzadko tylko spotyka się smutną doskonałość w udawaniu prawdy i szczerości – aż do złudzenia; chłopiec, który taką sztukę potrafi – przeważnie jest zgubiony, i mało jest nadziei, by zeń można było robić skauta.

Do mówienia prawdy trzeba się tak przyzwyczaić, jak do pisania prawą, a nie lewą ręką. Rzetelny skaut – poprostu nie umie kłamać; i nieraz nawet ta rzetelna prawość przy fortelach wojennych bywa przeszkodą – ale niema wątpliwości, która zdolność jest cenniejsza u chłopca. Ażeby wyrobić sobie taką prawość odruchową – trzeba wyzbywać się wszystkich przyzwyczajeń, połączonych z jakimkolwiek fałszem.
Więc np. trzeba stanowczo walczyć z obrzydliwymi nałogami szkolnymi: podpowiadania i czytania pod ławką. Przeciwko nim występuje sama logika i przepisy szkolne, bo podpowiadanie i zajmowanie się podczas lekcyi czem innem, oczywiście sprzeczne jest z celem przychodzenia do szkoły; jest przywilejem człowieka działanie celowe, i poniża swoją godność ludzką chłopiec, który chodzi do szkoły, z celem wszak nauczenia się czegoś, a wbrew temu celowi zachowuje się w klasie, udaremniając skuteczność lekcyi.
Ale doświadczenie całych pokoleń pokazuje, że te argumenty nie trafiają do przekonania młodym umysłom: niby rozumowanie jest słuszne – ale – zawsze się znajdzie jakieś „ale”. Spróbujcie natomiast oprzeć walkę z tymi nałogami na podstawie prawości, a przekonacie się, że ma ono daleko większe powodzenie. Istotnie znaczna większość normalnych chłopców brzydzi się kłamstwem. Zwróćcie ich uwagę na to, że podpowiadanie, czytanie pod ławką, pisanie listu na lekcyi jest poprostu kłamaniem nauczycielowi, który przecie wierzy, że to uczeń X, a nie Y odpowiada, i że spokojnie siedzący chłopiec uważa i pracuje, boć po to przyszedł.

Istnieje jeszcze inna dziedzina, w której niepostrzeżenie fałsz się wkrada do przyzwyczajeń ludzkich – to są tak zwane kłamstwa konwencyonalne.
Należy im wypowiedzieć bezwzględną walkę, o tyle, o ile rzeczywiście znieprawiają stosunki ludzkie. Bo przesadą jest nazywanie fałszem niektórych takich powiedzeń, które się zupełnie, i donkiszoteryą by było kruszyć o nie kopie; tak np. gdy dzwoni gość nie w porę, pani każe służącej powiedzieć: „państwa niema w domu”. Człowiek, znający obyczaje, wcale nie jest przez to okłamywany, bo to powiedzenie wcale dziś nie znaczy, że państwo istotnie wyszli z mieszkania, ale że nie można się z niemi widzieć, i to z taką stanowczością, jak gdyby byli wyszli; nie pomoże tu powiedzenie: „państwo nie przyjmują”, bo niejeden natrętny gość odpowie: „ale mnie napewno przyjmą” – a mało jest ludzi, którzyby na takie powiedzenie powtórnie mieli śmiałość posłać odpowiedź, że nie przyjmą. Niedelikatność ludzka wytworzyła więc potrzebną obronę w postaci tego w przenośni prawdziwego „kłamstwa konwencyonalnego”. Niezawodnie daleko lepiej byłoby zmienić taki obyczaj i wprowadzić śmiałe i proste powiedzenie: „państwo nie mogą przyjąć”; i trzeba mieć nadzieję, że skauci przez swoje zamiłowanie do prawdy wyrugują kłamstwa konwencyonalne z naszych stosunków.
Ale poza takiemi powiedzeniami, ileż to obłudy i fałszu mniej w oczy bijących gnieździ się w dzisiejszem życiu. Iloma drobiazgami człowiek stara się ukryć nieraz istotny stan, w którym się znajduje, wydać się innym niż jest, udać uczucia, których niema, wywołać pozór wiadomości lub stosunków, których nie posiada. Wielu ludzi myśli, że bez obłudy uprzejmość towarzyska byłaby niemożliwa. Jest to wielki błąd! Nie potrzebujemy wcale być grubiańscy lub niegrzeczni dla ludzi niemiłych nam, lub nawet zasługujących na sąd surowy, aby uniknąć udawania serdecznych uczuć, których nie posiadamy.
Jedyną rzeczywistą, nieudawaną podstawą uprzejmego stosunku do wszystkich ludzi – jest chrześcijańska miłość bliźniego, wszystkich bez wyjątku ludzi obejmująca; trzymanie się w jej granicach zabezpieczy nas od naruszania form grzeczności, należnych każdemu człowiekowi, a wcale nas nie zmusza do udawania szczególnego szacunku, czy przyjaźni, gdy ich czuć nie możemy.

Czuwanie nad prostotą naszych stosunków z ludźmi, nad unikaniem wszelkiego udawania i wprowadzania w błąd co do naszej osoby tych, którzy nas widzą i słyszą – czy to słowami, czy postawą, czy to zachowaniem się – takie ciągłe czuwanie wyrabia w nas także zamiłowanie prawości i rzetelności.

Bo podstawą rzetelności jest miłość prawdy tak gorąca, żeby było dla nas bólem największym, upokorzeniem i palącym wstydem odstąpienie od niej choćby na włos, i żebyśmy byli gotowi do największych wysiłków dla dotrzymania danego słowa, wykonania zobowiązania. Zrażanie się trudnościami i przeciwnościami – gdy chodzi o dotrzymanie, o niezrobienie zawodu – jest dowodem małoduszności i lekceważenia swego słowa. Jeśli się człowiek sam lekceważy, jakże go inni szanować mają? Namyślcie się jeszcze nad tem, jak to dokładność i ścisłość raportów skautowych rozwija w nas miłość prawdy.

Ileż to wieków, ile pokoleń minęło od chwili, gdy Zawisza Czarny, wierny danemu słowu, samotrzeć rzucił się w beznadziejnej walce na Turków i zginął – dla rzetelności swojej! I choć tylu innych dzielnych i wiernych rycerzy od tego czasu widziała historya, imię Zawiszy tak nieodłącznem się stało od pojęcia prawości i wierności, że i w Prawie skautowem polskiem z koniecznością cisnęło się do określenia – jakiem ma być „słowo” skauta.
Oby skauci nasi nie splamili pamięci Zawiszy, na którą się powołują! Oby odtąd, gdy jaka wieść niesprawdzona, jakiś słuch niewyraźny otrzyma potwierdzenie: ten to powiedział, a on jest skautem – oby wtedy wszelka wątpliwość dla wszystkich ustać musiała; bo skaut jest jak Zawisza:

wie, co widział
wie, co słyszał – i tylko to powtarza, co wie;
wie co powiedział i – nie zawiedzie:
skaut jest rzetelny!

 

Gawęda z książki „Czuj Duch! – Szesnaście gawęd obozowych o idei skautingu” z roku 1913

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments